Od tygodnia miasteczkowy listonosz prawie codziennie zatrzymywał się przed domem pana Noska i wyjmował z pękatej torby białe i niebieskie koperty. To liczni przyjaciele starego detektywa i jego psa, którzy zdążyli już nabyć „Portrety psów niezwykłych”, spieszyli się z gratulacjami i życzeniami.
Pan Ambroży tak przywykł do tych objawów sympatii, że gdy w środę ujrzał przed furtką listonosza, nie miał najmniejszej wątpliwości, z czym ten przychodzi.
– Znowu czyjeś gratulacje! – zawołał w stronę Kuby. – Idę je odebrać.
Podreptał do furtki, wziął z rąk listonosza kopertę, wrócił z nią do psa i ulegając dawnym przyzwyczajeniom, starannie ją przed otwarciem obejrzał.
– Coś mi się zdaje, że tym razem nie znajdziemy w środku powinszowań – powiedział, obracając list w rękach.
– Dlaczego tak sądzisz? – zdziwił się pies.
Pan Ambroży pokazał mu kopertę.
– Przyjrzyj się jej dobrze, to zrozumiesz.
Pies popatrzył na kopertę, pociągnął nosem i zrobił bezradną minę.
– Nic ciekawego nie widzę. Czuję tylko, że pachnie mydłem „Siedem kwiatów”, ale co to ma wspólnego z jej zawartością?
– Rzeczywiście – przyznał Ambroży – z zapachu „Siedmiu kwiatów” trudno wnioskować o treści listu, ale zapach to nie wszystko. Przeoczyłeś najważniejsze.
– To znaczy co? – spytał urażonym głosem pies.
– Zwróć uwagę na adres.
Kuba wyciągnął szyję i sylabizował głośno:
– „Do dedektywa Ambrorzego Noska…”
– No i co?
Pies podrapał się w lewe ucho.
– Hmmm… Brzmi to zbyt urzędowo jak na list z powinszowaniami. Masz rację.
– Zbyt urzędowo i zbyt niepoprawnie – zaznaczył Ambroży. – Żaden z naszych przyjaciół nie popełniłby takich błędów w adresie.
– Błędów? – zmieszał się pies, który uważał ortografię za jeden z najbardziej niezrozumiałych ludzkich wymysłów i absolutnie nie mógł pojąć, dlaczego „góra” pisze się przez „ó”, a „burza” przez „u”.
Ambroży pokiwał głową.
– Tak, mój drogi! Nikt, kto zna bliżej detektywa Ambrożego Noska i darzy go sympatią, nie napisze „dedektyw” i „Ambrorzy”. A takie dziwolągi widnieją na kopercie. Dlatego bardzo mnie ten list intryguje.
Kuba oblizał się, jakby poczuł smakowity kąsek, i poprosił:
– To go otwórz! Na co czekamy?
– Właśnie zamierzam to zrobić – odparł Ambroży i ostrożnie otworzył kopertę.
Karta, którą z niej wydobył, pochodziła ze szkolnego zeszytu. Autor listu nie troszczył się specjalnie o jej wygląd. Postrzępione brzegi i pokaźna plama widniejąca u dołu robiły niekorzystne wrażenie. Wrażenie to pogłębiały jeszcze nierówne, kulfoniaste litery oraz liczne skreślenia w tekście. Wyglądało na to, że autorowi wcale nie zależało na opinii, jaką sobie o nim wyrobi adresat.
Pan Nosek przebiegł kartkę oczami i gwizdnął cicho pod nosem.
– Coś ciekawego? – nie wytrzymał Kuba.
– Nawet bardzo. Posłuchaj!
Pies przestąpił z łapy na łapę, zadarł łeb, a Ambroży zaczął głośno czytać:
Panie Nosek! Mamy do pana warzną wiadomość sprawę. Jak pan chce wiedzieć jaka to wiadomość sprawa to niech pan pszyjdzie w środę czwartek wieczorem o godzinie dziesiątej do Brzozowego Gaju. Ale sam. Jak pan przyjdzie z kimś to się pan niczego nie dowie. I nich pan nikomu o tym pszyjściu spotkaniu nie mówi. My możemy się spóźnić. Niech pan czeka puł godziny. Tacy Dwaj
Pies zmieniał się w miarę czytania. Najpierw jego postawa wyrażała zainteresowanie, potem niepokój, a na końcu strach. Wielki strach. Gdy Ambroży oderwał wzrok od kartki, pies siedział jak sparaliżowany.
– I co ty na to? – zagadnął detektyw.
– To… to jest jakiś podstęp – wykrztusił Kuba. – Oni coś knują. Chyba tam nie pójdziesz?
– Wyobraź sobie, że mam wielką ochotę pójść – odrzekł Ambroży.
Beztroska, z jaką wypowiedział te słowa, wzburzyła psa.
– Jak możesz tak mówić! – wykrzykiwał. – Czy nie czujesz niebezpieczeństwa? Czy myślisz, że „ci dwaj” ciągną cię na to odludzie po to, żeby z tobą słowików słuchać? Na księżyc się gapić?
– O, nie posądzam ich o tak romantyczne zainteresowania – ciągnął beztroskim tonem Ambroży. – Ale specjalnie się nie boję.
Pies o mało ze skóry nie wyskoczył.
– Patrzcie go! Nie boję się! Nieustraszony detektyw Ambroży Nosek rozprawia się z dwoma groźnymi przestępcami – ironizował. – Czy naprawdę bardziej cenisz sobie sławę niż życie?
– Cenię sobie i jedno, i drugie – padła spokojna odpowiedź. – A nie boję się dlatego, że autor listu nie wydaje mi się człowiekiem zbyt bystrym.
– Domyślasz się, kto nim jest? – zainteresował się Kuba.
– Skądże! Ale trudno nazwać bystrym człowieka, który w krótkim liście popełnia osiem rażących błędów ortograficznych. Nie licząc dwóch na kopercie. Z takim przeciwnikiem powinienem sobie dać radę. Dlatego pójdę na to spotkanie.
Pies nagle spokorniał. Opuściła go cała zadziorność. Zrozumiał, że krzykiem nic nie wskóra. Spojrzał błagalnie na Noska i rzekł:
– Nie rób tego, Ambroży! A jeśli już koniecznie chcesz iść, to zabierz mnie z sobą. Będę nad tobą czuwał.
Ambroży zawahał się na moment, a potem pokręcił głową.
– Nie. Jeśli pójdę, to pójdę sam. Lubię czystą grę. – A widząc zatroskanie przyjaciela, dorzucił swobodnie: – No, staruszku! Ogon do góry! Zobaczysz, że jutro będziesz się śmiał ze swoich obaw!
– Chciałbym – odpowiedział cicho pies. – Bardzo chciałbym się jutro śmiać…!