Koniec lata
Oddech lata jest coraz chłodniejszy.
Noc coraz wcześniej rozlewa swój atrament.
I nagle, znienacka
Mama obwieszcza, że Tippi i ja
nie będziemy już uczyć się w domu.
„We wrześniu
pójdziecie do szkoły
tak jak wszyscy” – mówi.
Ja się nie odzywam.
Słucham,
kiwam głową
i ciągnę za luźną nitkę przy rękawie,
aż guzik
odpada.
Za to Tippi nie milczy.
Wybucha:
„To jakiś żart?
Czy wyście oszaleli?!” – krzyczy
i kłóci się z rodzicami
do upadłego.
Ja słucham,
kiwam głową
i obgryzam skórki przy paznokciach,
aż pojawia się
krew.
Wreszcie Mama wzdycha, pociera skronie i mówi wprost:
„Skończyły się pieniądze z darowizn
i nie stać nas na nauczycieli.
Jak wiecie, Tata jeszcze nie znalazł pracy,
a emerytura Babci
nie starcza nawet na kablówkę”.
„Dziewczyny, wy dużo kosztujecie” –
mówi Tata,
jakby tych wszystkich pieniędzy
– na nasze leczenie i specjalne ubrania –
można było nie wydawać, gdybyśmy
tylko
lepiej się zachowywały.
Widzicie,
Tippi i ja nie jesteśmy, jak można powiedzieć, normalne,
takie, jakie spotyka się na co dzień,
jakie spotyka się
w ogóle.
Dobrze wychowani ludzie
mówią o nas bliźniaczki syjamskie,
chociaż słyszałyśmy też inne określenia:
dziwactwo, okropność,
potwory, mutanty,
a któregoś razu nawet
dwugłowy demon,
przez co płakałam tak bardzo,
że przez tydzień miałam spuchnięte oczy.
Jesteśmy inne.
Jesteśmy zrośnięte
na wysokości bioder –
połączone kośćmi i krwią.
I
właśnie
dlatego
nigdy nie chodziłyśmy do szkoły.
Przez całe lata uczyłyśmy się chemii
przy kuchennym stole,
a wuef miałyśmy w ogródku.
Ale teraz
nic się nie da zrobić;
musimy iść do szkoły.
Nie do zwykłej,
jak nasza siostra Dragon,
gdzie dzieciaki grożą nauczycielom nożem,
a na śniadanie wąchają korektor.
Nie, nie, nie.
Miasto nie zafunduje nam nauki w domu, ale
opłaci czesne
w prywatnym liceum
– Hornbeacon High –
a Hornbeacon zgodziło się policzyć za nas dwie
jak za jedną.
Powinnyśmy chyba uważać się za szczęściary.
Ale to ostatnie słowo,
jakim bym
nas
nazwała.
[…]
Dragon radzi
Tak szczerze, to
szkoła jest chyba najgorszym miejscem, do jakiego traficie w życiu.
Serio.
Podstawówka jest koszmarna,
ale liceum podobno jeszcze gorsze.
Dzieciaki są podłe, a nauczyciele wredni.
Naprawdę.
Słuchajcie,
cokolwiek zrobicie, nie trzymajcie z pierwszymi,
którzy będą chcieli z wami gadać,
bo to na pewno tacy, których nikt nie lubi.
To samobój.
W stołówce siadajcie jak najdalej od różnych gwiazd.
Poważnie.
I może to brzmi dziwnie, ale jak wam się zachce kupę,
poczekajcie, aż wrócicie do domu.
Łazienki są do palenia i malowania się.
Tyle.
Okej?
Na pewno sobie
poradzicie.
Mama
„Czas jechać” – mówi Mama.
Dzwoni kluczykami
i idzie do przedpokoju.
Ma mokre włosy.
Wilgotne ślady ciemnieją
na jej ramionach.
Mama nie suszy już włosów
ani ich nie prostuje.
Pozwala sobie tylko
czasami
na maźnięcie ust błyszczykiem.
Kiedyś bardziej o siebie dbała.
Miała czas, żeby się umalować,
ale to było, zanim uczelnia Taty
zwolniła go w ramach redukcji,
zanim Mama zaczęła brać nadgodziny w banku.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam,
jak czyta gazetę
albo ogląda telewizję.
Nie pamiętam, kiedy usiadła na dłużej
niż moment.
Teraz jej życie to
praca,
praca,
praca.
Więc chociaż mam spocone dłonie i jest mi niedobrze,
to nieważne, czy Tippi i ja
chcemy iść do szkoły czy nie,
bo pójdziemy.
Pójdziemy
i nie będziemy
narzekać.
[…]
Oczy
Tippi nie może oglądać klaunów.
Dragon boi się karaluchów,
a Mama myszy.
Tata udaje że nie boi się niczego,
ale widziałam, jak blednie na widok poczty,
widziałam, jak chowa
rachunki ze szpitala i mandaty za niewłaściwe parkowanie
pod stertą ulotek reklamowych i starych gazet
w przedpokoju.
Ja?
Ja nienawidzę oczu.
Oczu,
oczu,
oczu,
wszędzie,
i myśli, że pojawiam się
w cudzych koszmarach.
Więc kiedy Yasmeen otwiera drzwi do klasy
i wszystkie głowy
odwracają się
powoli,
chwytam Tippi za prawy nadgarstek,
jak zawsze,
kiedy się boję.
„Witajcie! Witajcie w Hornbeacon!” – mówi nauczycielka
z całej siły bardzo naturalnie.
Yasmeen burczy coś pod nosem i prowadzi nas do ławki na końcu.
I przez całą drogę
towarzyszą nam otwarte usta,
trzydzieści par wytrzeszczonych oczu
i sto procent
przerażenia.