Klasyka literatury dziecięcej z ilustracjami mistrza humoru rysunkowego Zbigniewa Lengrena.
– Ani to sowa, ani gęś!
– Oczywiście, że nie – odrzekł pan Popper, dotykając w ukłonie świątecznego kapelusza. – To pingwin z Antarktyki.
– Jak, jak z anta... z antykwariatu?
– Nic podobnego – objaśnił pan Popper – z Antarktyki. Przysłano mi go z bieguna południowego.
Gdy do domu państwa Popperów nieoczekiwanie trafia pocieszny pingwin, życie całej rodziny zostaje przewrócone do góry nogami...
Seria Mistrzowie Ilustracji przywołuje najlepsze tradycje polskiej grafiki książkowej. Wydajemy w niej reedycje ponadczasowych hitów literatury dziecięcej zilustrowanych przez najwybitniejszych przedstawicieli polskiej szkoły ilustracji.
— Kto ma się nazywać Kapitan Cook? — spytała pani Popper, wchodząc tak cicho, że nikt nie zwrócił na to uwagi. — No, przecież pingwin — odpowiedział pan Popper. — Mówiłem właśnie — ciągnął dalej spokojnie, gdy tymczasem zdumiona pani Popper usiadła gwałtownie na podłodze, żeby oprzytomnieć po tej niezwykłej nowinie — że będzie się nazywał Kapitan Cook na pamiątkę słynnego angielskiego podróżnika, który żył w tym czasie, kiedy walczono o niepodległość Ameryki. Podróżował po całym świecie, wszędzie, gdzie jeszcze nikogo przed nim nie było. Nie dotarł wprawdzie do samego bieguna południowego, ale zrobił masę ważnych odkryć naukowych w okolicach antarktycznych. Był bardzo dzielnym człowiekiem i najlepszym opiekunem wyprawy. Myślę więc, że Kapitan Cook to będzie imię w sam raz dla naszego pingwina. — Coś podobnego! — powiedziała pani Popper. — Gork — odezwał się pingwin, znowu nabierając energii. Jednym uderzeniem skrzydeł przeniósł się z wanny na umywalnię i zatrzymał się tam przez chwilkę, obserwując podłogę. Następnie zeskoczył, pomaszerował w kierunku pani Popper i zaczął dziobać ją w nogę. — Trzymaj go, tato! — wrzasnęła pani Popper i wycofała się czym prędzej do hallu, ścigana przez Kapitana Cooka; za nimi biegli pan Popper i dzieci. Pani Popper zatrzymała się w jadalni. To samo uczynił Kapitan Cook, ponieważ bardzo mu się ten pokój podobał. Być może, że pingwin w jadalni jest niezwykłym zjawiskiem, ale jadalnia stanowi również niezwykłe zjawisko dla pingwina. Nawet pani Popper musiała się uśmiechnąć na widok Kapitana Cooka, który z błyskiem ciekawości w okrągłych, błyszczących oczach, w czarnym żakiecie spływającym majestatycznie na różowe łapki, kroczył przez pokój, dziobiąc po kolei wyściełane krzesła, żeby się przekonać, z czego są zrobione. Wtem odwrócił się nagle i zdecydowanym krokiem pomaszerował do kuchni. — Pewnie jest głodny — powiedziała Jenny. W kuchni Kapitan Cook zainteresował się natychmiast lodówką. — Gork? — dopytywał się, przechylając głowę w kierunku pani Popper i patrząc na nią błagalnie prawym okiem. Wiedział spryciarz, do kogo ma się zwrócić! — Jest naprawdę sprytny — orzekła. — Chyba będę mu musiała przebaczyć, że dziobnął mnie w nogę. Prawdopodobnie zrobił to z ciekawości. Wygląda na porządnego, sympatycznego ptaka. — Ork? — powtórzył pingwin, skubiąc wyciągniętym dziobem metalową rączkę lodówki. Pan Popper otworzył mu drzwiczki, a Kapitan Cook wyprostował się, jak tylko mógł najwyżej, i przechylając lśniącą, czarną głowę do tyłu, usiłował zajrzeć do środka lodówki. Lodówka nie była tak obficie zaopatrzona jak zazwyczaj — pan Popper przecież nie pracował zimą — ale pingwin o tym nie wiedział. — Jak myślicie, co by mu dać do jedzenia, co on właściwie lubi? — zapytała pani Popper. — Trzeba się zastanowić — powiedział pan Popper, wyciągając zapasy na stół kuchenny. — No, Kapitanie, przyjrzyj się dobrze, na co byś miał ochotę? Pingwin wskoczył na krzesło, a z krzesła na krawędź stołu, machając skrzydłami, żeby utrzymać równowagę. Potem przespacerował się uroczyście po stole, między półmiskami, obserwując wszystko z wielkim zainteresowaniem, nie dotykając jednak niczego. Wreszcie przystanął, wyprostował się, podniósł wysoko dziób i wydał głośny, prawie miauczący dźwięk. — Oooork, oooork! — zaśpiewał. — W ten sposób pingwin okazuje zadowolenie — objaśnił pan Popper, który czytał o tym w swoich ulubionych książkach o wyprawach podbiegunowych. Prawdopodobnie Kapitan Cook chciał tylko wyrazić radość i podkreślić, że ceni wyżej ich dobroć i uprzejmość niż jedzenie. Bo, ku ogólnemu zdumieniu, zeskoczył ze stołu na podłogę i pomaszerował do jadalni. — Już wiem — powiedział pan Popper. — Powinniśmy mu przygotować jakieś rybne przysmaki, na przykład puszkę krewetek czy coś podobnego. A może wcale nie jest głodny; czytałem, że pingwiny mogą przez cały miesiąc obywać się bez jedzenia. — Mamo! Tato! — zawołał Bill. — Spójrzcie, co Kapitan Cook urządził! Kapitan Cook urządził się zupełnie dobrze, mianowicie odkrył na parapecie okna w jadalni akwarium ze złotymi rybkami. Zanim pan Popper zdążył temu przeszkodzić, połknął ostatnią złotą rybkę. — Niedobry, brzydki pingwin! — gniewała się pani Popper, patrząc na niego z wyrzutem. Kapitan Cook przycupnął na dywanie i usiłował stać się jak najmniejszy. — Wie, że źle zrobił — pan Popper stanął w obronie ptaka. —Czy nie jest sprytny? — Może go będzie można wytresować — powiedziała pani Popper. — Zły, brzydki Kapitan! — mówiła podniesionym głosem. —Brzydko zjadać złote rybki! — I dała mu lekkiego klapsa w okrągły, czarny łepek. Ale zanim zdążyła zrobić to po raz drugi, Kapitan Cook pośpiesznie wyniósł się do kuchni. Tam usiłował się ukryć w otwartej jeszcze ciągle lodówce. Skulony pod zbiornikiem do lodu, ledwie mógł oddychać. Jego okrągłe oczy w białych obwódkach błyszczały tajemniczo w półmroku lodówki. — Ma tu odpowiednią dla siebie temperaturę — powiedział pan Popper. — Trzeba będzie pozwolić mu spać tutaj. — Ale gdzie będziemy trzymali zapasy? — spytała pani Popper. — Trudno, kupimy inną lodówkę — uspokoił ją pan Popper. — Patrzcie — szepnęła Jenny — zasnął... Pan Popper nastawił regulator na „bardzo zimno”, żeby pingwinowi lepiej się spało. Zostawił też drzwiczki szeroko otwarte, aby Kapitan Cook miał przypływ świeżego powietrza. — Jutro sprowadzę jakiegoś majstra, niech wyboruje kilka otworów i założy jednocześnie klamkę po wewnętrznej stronie drzwi, żeby Kapitan Cook mógł swobodnie wchodzić i wychodzić z lodówki. — Wielki Boże, nigdy bym nie przypuszczała, że będziemy kiedykolwiek mieć w domu pingwina! — westchnęła pani Popper. —Ostatecznie, zachowuje się na ogół wcale nieźle i jest taki przy-milny i schludny, że mógłby świecić przykładem wam wszystkim. A teraz, oznajmiam, musimy się nareszcie wziąć do roboty. Nic nie zrobiliśmy przez cały dzień, tylko gapiliśmy się na tego ptaka. Tato, pomożesz mi rozłożyć fasolę na stole, dobrze? — Za chwilę — odpowiedział pan Popper. — Przyszło mi właśnie do głowy, że Kapitan Cook nie będzie się czuł dobrze na gołym dnie lodówki. Pingwiny robią gniazda ze żwiru i kamienia. Wyjmę więc tylko kilka bryłek lodu i podłożę mu. Będzie mu wygodniej.
Richard był wykładowcą na uniwersytecie w Chicago, pisarzem i satyrykiem, jego żona Florence nauczycielką i publicystką. Stan zdrowia nie pozwolił Richardowi dokończyć Pana Poppera i jego pingwinów. Florence doprowadziła dzieło do końca.
Grafik, rysownik, karykaturzysta, satyryk, plakacista i scenograf. Autor ilustracji do niezliczonych książek, współpracownik wielu czasopism. Przez ponad pół wieku publikował w „Przekroju” niezapomnianą serię rysunkową o profesorze Filutku. Kawaler Orderu Uśmiechu. Zilustrował wydaną przez Dwie Siostry książkę Pan Popper i jego pingwiny.